Tylko we Lwowie...

Drukuj
Utworzono: piątek, 29, wrzesień 2017 Autor: x.Julian W.

Możliwe że więcej ładniejszych jest miast,

lecz Lwów jest jedyny na świecie…

W sobotę 23 września grupa parafian wraz z ks. Krzysztofem Gołąbkiem - proboszczem, ks. Krzysztofem Szopą, ks. Julianem Wybrańcem oraz s. Karolą udała się na pielgrzymkę do Lwowa.

Wyjechaliśmy o godz. 4.00 z pogrążonego w śnie Rzeszowa polecając się w modlitwie Panu Jezusowi, Jego Matce i św. Krzysztofowi. W drodze powitaliśmy świt i pokrzepieni jasnością poranka po granicznej kontroli szczęśliwie stanęliśmy na ziemi ukraińskiej. Puste pola, biedne zabudowania, a obok bogate pałace to krajobraz jawiący się naszym oczom aż do Lwowa.

Lwów – miasto naszych przodków, cel naszej pielgrzymki, historia piękna, ale i bolesna. Niektórzy z nas wracają tu co rok, niektórzy byli po raz pierwszy. Wciąż zachwyca piękno starych kamienic, przywracanie świetności kochanego miasta, gdzie kamienne ulice, pięknie zdobione kamienice i niezliczona ilość grobów pamiętają Polskę.

Rozpoczęliśmy od Mszy Świętej w Katedrze Lwowskiej pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Z pokorą przed potęgą majestatycznego piękna historii chrześcijaństwa w ciszy i skupieniu wsłuchiwaliśmy się w słowa homilii ks. Krzysztofa Gołąbka, proboszcza Rzeszowskiej Katedry, który powrócił do historii Ślubów Lwowskich króla Jana Kazimierza przed obrazem Matki Bożej Łaskawej w 1656 r. oraz przypomniał, że także wtedy po raz pierwszy, podczas publicznego odmawiania litanii loretańskiej przez nuncjusza papieskiego Piotra Vidoniego, padło trzykrotnie powtórzone wezwanie: Królowo Korony Polskiej, módl się za nami.

Później zwiedziliśmy Lwów przemierzając ulice i place. Pani Przewodnik poprowadziła nas także na cmentarz Łyczakowski do alei zasłużonych. To Polacy, zdolni, utalentowani, wykształceni i na szczęście – niezapomniani. Patrioci, którzy ukochali swoją Ojczyznę i rozsławili w świecie.

Świeże kwiaty, zapalone znicze, przechodzące polskie wycieczki świadczą o tym, że pamięć nie zginęła. Przy pomniku Marii Konopnickiej serca biły mocniej, niektórzy ukradkiem ocierali mokre oczy, wracały wspomnienia. Jeszcze kilkanaście lat temu za odśpiewanie polskiej pieśni na lwowskim cmentarzu można było zasłużyć na karę. Dzisiaj jest inaczej. Można spokojnie rozmawiać bez obaw, że podsłuchają i ukarzą. Bogata w doświadczenia jest nasza polska historia, a cmentarz najdokładniej ja opowiada. Poszliśmy także na cmentarz Orląt Lwowskich. Odnowione mogiły, zadbane i uporządkowane budziły podziw, a jednocześnie przerażały ogromem krwi przelanej za Ojczyznę – ukochaną Polskę. Tego nie można opisać, to trzeba przeżyć i w milczeniu, głębokiej zadumie i modlitwie pochylić się nad losem Polski i Polaków. Tak też uczyniliśmy – ofiarowaliśmy modlitwę, a przeżycia pozostaną w naszych sercach, zapewne na długo.

Jeden dzień we Lwowie pozostawił z pewnością pewien niedosyt. I to dobrze. To motywacja, by kiedyś jeszcze tam wrócić…